Tę książkę przeczytałam nowocześnie – na komputerze, siedząc na balkonie, rozkoszując się zmiennym natężeniem dotyku słońca. Ten e-book roztopił mnie i z radości utopiłam w nim łzy. Tyle tytułem wstępu. Bowiem zaplanowałam poczynienie szerszej analizy. Tak szerokiej, że do przejścia przez nią będzie potrzebny most zrozumienia. Jednak taki nowoczesny – z wiaduktami dygresji, barierkami humoru, asfaltem powagi i łączącymi to wszystko cząsteczkami uśmiechu powietrza. Postmodernistyczne tete-a –tete. Z czytelnikiem. Z materią. Z energią. Ze wszystkim.
Kabaret Metafizyczny to dzieło Manueli Gretkowskiej z 1995 roku. Jej trzecia książka. Nazywam ją prozą satyryczną. Gretkowska w sposób niebanalny, przy użyciu ciekawych środków literackich i własnej pokrętnej i elastycznej wyobraźni, kreśli obraz francuskiej cyganerii artystycznej schyłku wieku, jednak rozciągniętej również poza godziny otwarcia tytułowego Kabaretu Metafizycznego. Otrzymujemy swoiste fin de siècle plus sto lat. Jest ów –Kabaret– przedstawiony jako miejsce mające swoją przestrzeń w książkowej rzeczywistości, która dla nas w dalszym ciągu może pozostawać fikcją. Przy pierwszym czytaniu kojarzyło mi się ono z krzyżówką burleski, biblioteki i nowoczesnego klubu go-go, ale wysmakowanego i pozbawionego perwersji. Jest to dziwne, bowiem książka jest najlepszym rodzajem literackiej perwersji, z jaką miałam do tej pory styczność. Nie przez kobiety wyposażone w czynne ogonki, potrafiące sprawiać rozkosz, syrenie ogony wyrosłe na bazie niepodmywania, orgazmy stereo odgrywane przez niebanalną posiadaczkę i nosicielkę dwóch łechtaczek (górnej i dolnej), Bebę Mazeppo, nie przez topienie zimowego motyla w świeżym, męskim nasieniu naniesionym na dłoń jako maseczka rozkoszy, zainscenizowane przez Wolfganga Zanzauera, nie przez menstruację prosto z mózgu, niedyskretne dygresje o zakonserwowanych zwłokach, ale przez wyjątkowy i liryczny klimat, który powstaje przez połączenie wszystkich tych elementów, urywków i przypisów. Wydaniu książki towarzyszyła atmosfera skandalu, jak zawsze, kiedy delikatnie szarpie się za struny ludzkiej natury. Jest to dowodem na to jak ludzie, nie mający uprawnień do tego, by nakładać bariery i limity na twórców sztuki i samą sztukę, niesłusznie czują się powołani do tego, by to robić. Nerwica natręctw cenzury wyobraźni poczyniona na kimś, kto tą wyobraźnią, połączoną z talentem i umiejętną zabawą słowem zmiksowaną z figlarnym zapędem do dowcipkowania, nie tylko zarabia, ale również poszerza granice ludzkiej wrażliwości. Bowiem wrażliwość to nie jedynie ochy i achy nad tandetą, nie tylko ronienie łez nad prostym bajdurzeniem, nie tylko ładne wzruszenia, ale również umiejętność nazwania tabu, która wynika ze zdolności jego dogłębnej eksploracji i głębokiego zastanowienia nad tym co i w jaki sposób powiedzieć, aby trafiło. Kabaret Metafizyczny jest jednym z najbardziej plastycznych, a jednocześnie kompaktowych monolitów, łączących w sobie dowcip, pastisz, komediowe idiosynkrazje, umiejętność zamieniania prostych głupotek w sztukę i kłamstewek, miejskich legend, w wiarygodną historię. Jeżeli czytelnik, podczas lektury poczuł atmosferę zgłębiania tajemnicy, miał majaczący pod nosem uśmiech wynikający ze zrozumienia intencji autorki, kiwał głową przy każdym jej, zawartym na przestrzeni dzieła, żarcie, to znaczy, że zrozumiał kontekst. Bowiem kontekstem i celem jest wielowymiarowa rozrywka intelektualna. Gretkowska tą publikacją połaskotała intelekt czytelników z dobrą literacką intuicją. Ona nie bawi się w budowanie historii, w suspensy i opisy. Ona w zdaniach tworzących Kabaret, zawarła wektory z zasadą “trzy razy Zet”: zrozum, zareaguj, zapamiętaj. Ta książka to żaden szoker, to nie jest nieudana próba ubrania kilku literackich zabiegów w krzyczący kontekst groteski. To raczej dobry portal do połączenia z własną wizją literackiej czy jakiejkolwiek sztuki i przyczynek do zadania sobie pytania “czy ja to rozumiem i czy komentuję i oceniam poznawszy dobrze intencje i cel autorki?”
Co do mojej, pre-standup’owej teorii dotyczącej tego dzieła. Kabaret Metafizyczny to dla mnie kolebka dobrego, artystycznego żartu z efektowną puentą. Logicznie spójne przypisy, płynnie przechodzące w kolejne, monologowe dygresje, w ciekawy i malowniczy, ale również alternatywny sposób tłumaczące historyczne i legendarne zdarzenia. Pozornie odległe od siebie tematy przetopione kontekstem i umiejętnością znajdowania punktów stycznych w pokrewne. Satyryczne szkice, “algebraiczna fermentacja sekundy” i wzór na przypadek dodają jeszcze więcej kabaretu do Kabaretu. Autorka jest świadoma zabiegów, których używa, tworząc dzieło. Dokonuje tego intencjonalnie, wyposażając przypisy w drugie dno, czyli w sedno. Seks i erotyka w Kabarecie, nie są jedynie seksem i erotyką. To pretekst do głębszego zastanowienia nad kontekstem, w którym te środki się znajdują i nad powodem ich użycia. Moim zdaniem – głównie po to, żeby pobudzić czytelników do myślenia. Żeby ożywić neurony, by pobudzić krwiobieg zrozumienia. Dzięki temu, czytając Kabaret, miałam pod każdym przeczytanym fragmentem wyświetloną intencję autorki: fragment-satyra, fragment-ironia, fragment – żart, fragment – parodia, fragment – a teraz wam coś powiem. Gretkowska świadomie używa kiczu i celowo przerysowuje postaci i zdarzenia, by nabrały wyrazistości i kontekstu. Bowiem najlepszym sposobem do unaoczniania sztuki jest świadomość i precyzja – a tutaj jest jej aż nadto. Mamy tu grające mimochodem, między wierszami słowa z piosenki Kasi Nosowskiej: “jeśli wiesz co chcę powiedzieć”. Jest to doskonały przykład, jak na kanwie prostej, wręcz banalnej i nader krótkiej historii, można stworzyć szereg równoległych, dopełniających się płaszczyzn komunikacji. To nie tylko powieść, ale namalowany na bazie słów, literacki Człowiek Witruwiański, który z rozłożonymi na wszystkie strony znaczeniami, śmiało zachęca czytelnika-konsumenta “skosztuj i zrozum”.