Ostatnio przeczytałam news o tym, że influencerka, Nadia Długosz z kanału Beksy, wypowiedziała wojnę hejterom. Zareagowała na niewybredne żarty z jej wyglądu ( chodziło o sutki przebijające się swoją normalną wypukłością przez materiał koszulki). Jej wypowiedź brzmiała tak:
„Właśnie piszę z tata 8-latka, który wczoraj w bardzo wulgarny sposób skomentował moje zdjęcie w koszulce bez biustonosza.
Niesamowite, jak łatwo znaleźć rodziców w internecie!
Niesamowite, jak bardzo są zdziwieni, kiedy dostają screeny i niesamowite, jak bardzo nieświadomi, co te dzieci robią w internecie i jakie słowa znają. Jak ja kocham donoszenie. Waszych pracodawców też znajdę, obleśni ludzie. Gwarantuję wam, że każdy komentarz o potencjalnych praktykach seksualnych, jakie chcielibyście odbywać, zobaczy każdy z waszego otoczenia. Będziecie płonąć ze wstydu do końca waszych dni”.
Brawo!
Ktoś w końcu zrobił coś, co radziłabym każdemu celebrycie/artyście mającemu do czynienia z hejtem i agresją w sieci. Pamiętajmy o tym, że do komentarza pozostawionego na publicznym profilu celebryty/artysty czy kogokolwiek innego, nie mają zastosowania przepisy dotyczące tajemnicy korespondencji. Ponieważ do takiego komentarza mają dostęp wszyscy użytkownicy, mogą go dowolnie cytować przy poszanowaniu danych osobowych autora. Żeby być utworem w myśl prawa autorskiego, musi charakteryzować się oryginalnością i być twórczy. Zazwyczaj pojedyncze komentarze nie są zatem uznawane za utwory. Mówiąc w skrócie: wszystko co publikujemy jako komentarze na publicznych profilach gwiazd, celebrytów, na youtubach etc, jest publiczne. Każdy może przeczytać, powielić, zacytować. Po co robić sobie wstyd?
Dodatkowo, biorąc pod uwagę, że w tym konkretnym przypadku autorem było dziecko, moim zdaniem rodzice mają pełne prawo do ingerowania w jego „kontakty sieciowe”. Powinni się żywo interesować tym, co robi dany dzieciak. Nadia tym samym pokazuje, że hejterstwo samo sobą może się zadławić, bo ten publiczny komentarz cudownym sposobem może dotrzeć do odpowiednich instytucji. Zatem człowiek powinien wstydzić się swoich własnych słów. Sama stwierdzam, że niezwykle łatwo w sieci jest znaleźć niemal całą obecną w internecie rodzinę jakiejś osoby X. Sama nie mam większego trudu ze znalezieniem czyichś dzieci, żony, braci, sióstr, czy dalszych krewnych. Ludzie się z tym nie kryją, bywają mocno wylewni, mają wspólne nazwiska, zdjęcia, filmiki etc. Piszą gdzie pracują, zaznaczają pracodawców, „meldują się”. Popieram nagłaśnianie hejterskich, agresywnych i wulgarnych, publicznych komentarzy.
A jeśli chodzi o sutki…
Kobiety i mężczyźni mają sutki ( zwierzęta też, ale tutaj nie o nich, bo jeszcze czułyby się urażone:) ). Kiedy jestem latem na spacerze, obserwuję jak mężczyznom przez koszulki przebijają się ich wspaniałe sutki. Czy mnie to obrzydza? Nie. Akceptuję i kocham ludzkie ciało, jego wygląd ( kiedy jest zdrowe), jego piękne proporcje, figurę, kształt. Czy mam myśli „niepokojące”, kiedy widzę te zjawiska? Mówiąc krótko – czy myślę wtedy o seksie z tymi osobnikami? Nie. Zupełnie nie. Daję przestrzeń im i ich sutkom. Nawet mi do głowy nie przyjdzie komentować czy czuć negatywne emocje na widok tak niewinnych rzeczy.
Czy kobiety mają obowiązek noszenia biustonoszy? Nie. To jest wybór. To jest decyzja. Nie ma ustawy o biustonoszach, bo nawet prawica zdaje sobie sprawę, że byłaby absurdem absurdalnym swoją absurdalnością. Kobiety nie mają obowiązku nosić staników. Stanik jest fakultatywny, nie obligatoryjny. To, że coś jest powszechne, nie powoduje tego wymagalności. Głupota też jest powszechna, ale wymagam jej od jak najmniejszej liczby ludzi 🙂 Nikt nie robi afery o to, że najbardziej wybijająca się z twarzy częścią jest nos. Nikt nie darł japy, że się „przebijał” przez maseczkę. Ale o sutki tak, bo to część ciała występująca u obu płci, ale seksualizowana wyłącznie u jednej. Sutki przebijające się przez materiał nie są odkryte. Są zakryte. Mają prawo się przebijać. Jasne? Koniec, kropka.