No właśnie. Talent to – wydawałoby się – wszystko, co potrzebne, by „potrafić”. „No przecież ja wiem jak, przecież ja umiem!”.. „Ale niestety ja mam talent!” – krzyczałam, niczym osioł ze Shreka, który, na chwilę zyskał wówczas jeszcze jedną dodatkową funkcję – poleciał, nie w kosmos, ale na parę metrów w powietrze, po czym spadł. Grawitacja sobie przypomniała, że osła też należy pociągnąć.
Był czas, kiedy uważałam się za jednostkę niezwykle utalentowaną i obdarzoną cudami-niewidami. Szczególnie w szkole podstawowej/gimnazjum, kiedy niezmordowanie dążyłam do tego, by każdemu „coś udowadniać”. Teraz nauczyłam się być za niego wdzięczna, ale – dzięki dojrzałości emocjonalnej – dostrzegam na każdym kroku rzeczy, elementy do poprawienia, do zmiany. I cieszę się, że one są. Dzięki temu ciągle mam poczucie „podejmowania wyzwania”, typu challenge accepted. Lubię się sprawdzać i być z siebie dumna. A osiągam to głównie poprzez dobrze wykonane zadania i jakościową pracę.
Na każdym kroku spotykam utalentowanych ludzi. Uczniów, studentów, zleceniobiorców, którym powierzam zadania do wykonania, moich kochanych przyjaciół, którzy robią coś wyjątkowo dobrze, a wykonana przez nich praca ma pewien szczególny „sznyt”, czynnik odróżniający. Podziwiam to i doceniam, bo wiem, ile pracy należy włożyć w wypolerowanie talentu i nadanie mu pewnego szczególnego kolorytu. Dlatego talent może mieć różne oblicza – albo zmotywuje do pielęgnowania go i stworzenia odrębnej, wyjątkowej jakości, albo rozleniwi i spowoduje, że człowiek w dość próżny sposób zawierzy i zaufa, że nie musi nic robić, bo ma „factor x”, który go określa. Tymczasem talent to tylko wstęp do całej zabawy.
Być może talent to zbiór szczególnych połączeń neuronalnych w mózgu, które powodują łatwość w uczeniu się i dają swobodę w wykonywaniu określonych zadań. A może jest to jakiś pozamózgowy, boski czynnik? Być może wykracza to poza moje umiejętności definiowania i opisywania rzeczywistości za pomocą słów. Może jest to coś poza słowami, co powoduje, że człowiek łączy, syntezuje i w wyniku jego działań tworzy się piękno.
Mam oczywiście własną teorię na ten temat. Skoro posiadasz talent – kochaj go. Pielęgnuj. Dbaj. Zachwycaj się. Pracuj. Robiąc to, poświęcając czas swojemu talentowi, poświęcasz go sobie. Talent – jak każda dobra rzecz na świecie – odpowie na Twoją troskę. Otworzy się. Wzmocni. Powiększy. Rozprzestrzeni się. Ponieważ został Ci dany, wdzięczność należy się również dawcy. Obojętnie czy wierzysz w Boga, w energię, czy w to, że boskość mieszka w Tobie – masz za co być wdzięczny/wdzięczna. I masz pewną szczególną misję w życiu – dbać i uszczęśliwiać innych i siebie za pomocą swojego talentu. To jest już wielkie dobro, które możesz dać.
U mnie talent powoduje wdzięczność. Chęć do działania. Motywację i wysoką mobilizację. Skoro go mam, to chcę, by jak najlepiej wzrastał, zatem podstawą do jego wzrostu uczyniłam własne serce. Najwyższą wrażliwość. Nie należy się tego wstydzić. Należy o tym uświadamiać i – jak to mówią niektórzy – „radować się” 🙂
Agata Graber
( fot. Adam Sawicki)